sobota, 27 września 2008

Łączenie ekspozycji a hdr

Będzie trochę ogólnie o technice fotografii krajobrazu cyfrą, łączeniu ekspozycji i hdr. Niecyfrowi i nietechniczni mogą nie czytać, tylko przeturlać do zdjęcia na końcu.

Cyfra w fotografii krajobrazowej się zarówno sprawdza, jak i nie sprawdza. Dwie herezje w jednym zdaniu... Sprawdza się, jeśli chodzi o odwzorowanie barw, ilość szczegółów (jeśli nie wymagamy gigantycznych powiększeń), wygodę itp. Nie sprawdza się w zasadzie tylko w zakresie rozpiętości tonalnej. W skrócie można powiedzieć, że to coś podobnego do slajdu, ale wybrakowanego, bez zagięć na początku i końcu krzywej charakterystycznej. Wprawdzie sam kawałek liniowy jest dłuższy, ale na symulację zagięć nie wystarcza. Tym bardziej, że niektóre kanały przepalają się wcześniej niż inne, szczególnie czerwony. Przez to światła są bardzo ograniczone, łatwo przepalić, z cieni natomiast wyłażą szumy. Jak sobie poradzić przy krajobrazie, którego rozpiętość, przy najciekawszym świetle, prawie nigdy się nie mieści? Bez możliwości kompresji rozpiętości w zagięcie krzywej? Wielu powie, że hdr. Ja powiem - zostawcie hdr na efekty specjalne i sceny z naprawdę baaaaardzo dużym kontrastem. Do krajobrazu wystarczy łączenie ekspozycji. Powiem więcej - efekty będą lepsze niż tzw. hdr.

Nie. Nie robię HDR - jak dla mnie, jest zbyt nienaturalny. Może nawet nie sam hdr, a raczej ten dziwny, odrealniony tonemapping, który potocznie określa się w sieci jako hdr. Szczyt obrzydlistwa osiąga wtedy, gdy jest wytworzony ze sceny o małej lub średniej rozpiętości tonalnej. Cóż, taka moda i w sieci można znaleźć nawet zdjęcie szarej karty w "technice" hdr.

Tak. Zwiększam zakres rozpiętości tonalnej ponad możliwości cyfry. Autobracketing -2;0;+2 EV, a często wystarcza węższy nawet, pozwala zbliżyć się matrycy prawie do pojemności negatywu. Można oczywiście używać filtra połówkowego, doświetlać lampami itd. ale najczęściej lepszy efekt można uzyskać właśnie przez naświetlenie z zapasem. W fazie łączenia można sobie zasymulować klasyczny filtr połówkowy, ale gęstość można dobrać prawie dowolną. Można używać bardziej skomplikowanych masek - coś jak przesłanianie/doświetlanie pod powiększalnikiem. Można też użyć masek tworzonych z samej treści kadru, więc idealnie dopasowanych. Może kiedyś, jak będę w nastroju do technicznych opisów, pojawi się tutaj szczegółowy wpis na ten temat.

Filtr połówkowy i tak trzeba nosić ze sobą - jak będzie odpowiednio silny wiatr, kolejne ekspozycje się nie połączą za dobrze.

Oszukuję? Zawsze. Każde zdjęcie przekłamuje rzeczywistość, nawet jeśli wyjdzie wprost z aparatu, czy to cyfrowego, czy to będzie slajd, czy też polaroid... A zakładając filtr, oszukuję już dwa razy.

Jeśli łączę ekspozycje, aby uzyskać szczegóły w cieniach, aby zasymulować skompresowane na zagięciu krzywej światła, łączę je tak, aby efekt był wiarygodny. Żaden tonemapping, żadne programy do hdr. Ręczna edycja - wywołanie raw bez zbędnych ingerencji (najczęściej tylko balans bieli) i dalej już tylko operacje na maskach. Im prostsze maski, tym lepsze efekty. Najważniejsze: trzeba to robić z umiarem i jakimś tam wyczuciem. Ale ja pewnie tak robię z prostego powodu - dążę do osiągnięcia cyfrą efektów zawierających wszystkie zalety fotografii analogowej i cyfrowej jednocześnie. I żadnych ich wad. Oby mi życia wystarczyło...

Nie. To nie z nadmiaru czasu.



Okolice Rezerwatu Krajkowo, 2008
(7 Miniplener Poznański)
łączenie ekspozycji - symulacja filtra połówkowego 0.6

Brak komentarzy: